piątek, 12 czerwca 2015

MWH - Marta

Tak jak obiecałam, raz w tygodniu (jeżeli będą chętni do dzielenia się historiami) regularnie będę udostępniać Wam tutaj historie dziewczyn, które postanowiły zmienić coś w swojej pielęgnacji włosów i zacząć świadomie o nie dbać.

Dzisiaj przygotowałam Wam do przeczytania historię, którą przesłała do mnie Autorka bloga Lawendowe pióra. Marta opowiada nam jakie jej włosy były w dzieciństwie i co z nimi robiła do dnia dzisiejszego.

Miłego czytania! :)

"Moja włosowa historia ma być przede wszystkim inspiracją, jak i przestrogą dla dziewczyn o rzadkich włosach.
Urodziłam się z typowymi dla mojej rodziny brązowymi, delikatnymi włoskami, które po podrośnięciu zostały obcięte w grzywkę.




W wieku kilku lat zaczęły się kręcić, a właściwie wywijać w fale za które dziś oddałabym życie;)
Kolor moich włosów, w tym okresie był bardzo ciemny, niemal czarny.



Przez kolejne lata moje włosy znów przechodziły etapy grzywek i ich braku, były regularnie podcinane i zdrowe. Nie mam pojęcia czym i jak często były wtedy myte, po prostu się tym nie interesowałam. Niestety nigdy nie przekroczyły długości za ramiona.
Nawet do komunii gdy dziewczynki zwykle chwalą się pięknymi długimi włosami, moje wbrew stereotypu cały czas były krótkie, cały czas sięgały trochę za ramiona.

Po komunii, stwierdziłam, że moje "długie włosy" mi przeszkadzają i zostały obcięte na jeszcze krócej.




W czwartej klasie szkoły podstawowej był kolejny, ale na szczęście ostatni powrót grzywki, wtedy też zdecydowałam się na cieniowanie, którego skutki są widoczne do dziś.



Później prosta grzywka zamieniła się w "boczną", którą i tak cały czas spinałam, włosy zaczęły się wtedy bardzo przetłuszczać cały czas były oklapnięte. 
W 2012, moje włosy wiele ze mną przeszły, nie było drastycznym zmian koloru. Zniszczyły je za to inne czynniki. 

Pewnego dnia stwierdziłam, że chcę mieć fale. Zaplatałam mokry warkocz co noc. Rano uzyskiwałam pusz, który wtedy mi się podobał bo "włosy miały większą objętość i mniej się strączkowały". Byłam też ciągle porównywana do mojej kuzynki, która ma z natury piękne, gęste i grube fale... 
Od momentu, gdy zaczęły się nadmiernie przetłuszczać używałam tylko mocnych szamponów przeznaczonych do takich włosów, odżywka była mi kompletnie obca.



W tamte lato, były bardzo modne doczepiane pasemka i kolorowe warkoczyki, te z was, które jeżdżą nad polskie morze wiedzą o co chodzi;) W jednym z takich ulicznych(!!!) stoisk, dałam sobie przypiąć dwa czerwono-czarne pasemka. 
Nawet nie wspominam jak bardzo bolesne było ich późniejsze ściągnięcie, gdyż zostały bardzo mocno przypięte jakimiś metalowymi elementami.




Kolejnym przestępstwem, które dokonałam na swoich włosach było chore zapuszczanie, czyli żadnego podcinania. W efekcie po roku były już w tragicznym stanie. 
Gdy włoski z przodu podrosły, zaczęłam zaczesywać je do tyłu i obficie lakierować każdego dnia. 
Chyba jeszcze w tym roku raz zafarbowałam je na kolor wiśniowy, ale była to farba krótkotrwała i zeszła po kilku dniach.







A tak wyglądały już w marcu/kwietniu 2014 przerzedzone i oklapnięte. Moje pierwsze świadome zdjęcia, wreszcie zdałam sobie sprawę z ich faktycznego stanu, końce były chyba "rozosiemnione", łamały się i cały czas strączkowały. 
Krótko mówiąc mocne szampony zrobiły swoje.



Pamiętam, że szukając sposobu na zniszczone włosy, często pojawiał mi się blog - MUDIBLOG, pomyślałam, że wyniosę z niego cenne informacje. Zaczęłam go namiętnie czytać i pochłaniać wiedzę. Zostałam włosomaniaczką;) 
Kupiłam olej rycynowy i po około miesiącu moje włosy wyglądały już tak.



Zdecydowałam się na podcięcie w "U". 

Jedynym z błędów jaki wtedy popełniłam było samodzielne skrócenie grzywki na bok, a następnie jej namiętne lakierowanie mniej więcej do czerwca. 



W tym okresie, po myciu były okropnie napuszone i szorstkie, ciężko było je ujarzmić. 


Niestety nie dało się już naprawić połamanych i rozdwojonych końcówek. CODZIENNIE samodzielnie wycinałam zniszczenia, raz poszłam do fryzjera, potem znów wycinałam. Było ich mnóstwo, pozbyłam się wszystkich dopiero po kilku miesiącach.






Zaczęłam je częściej olejować, używać odżywek, masek, przerzuciłam się na delikatne szampony.



W wakacje, po pobycie nad morzem, niestety zaczęły bardzo wypadać, przy samym czesaniu wylatywało z 30 sztuk. Straciły swój blask i zrobiły się rudawe. 
Ponownie zaczęłam je intensywnie pielęgnować dopóki na stałe się nie wygładziły. 
W listopadzie wcierałam kozieradkę, zaczęłam zdrowiej się odżywiać, tym samym zmniejszyłam liczbę wypadających włosów o połowę, uznaję to za wielki sukces:D  

W grudniu założyłam bloga i zaczęłam dzielić się z wami moimi włosowymi doświadczeniami;) A tak wyglądają teraz.





Moja aktualna pielęgnacja:



-Codzienne mycie szamponem Hipp/Biolaven

-Odżywki: Garnier AiK, Serical Crema al latte, Biovax BB Keratyna i jedwab-moje ulubione, oprócz nich cały czas testuję nowe

-Oleje: Oliwa z oliwek, Alterra brzoza i pomarańcza, 1 raz w tygodniu

-Maski: Drożdżowa babuszka Agafia, rzadko chcę mi się bawić z maskami, wolę raczej odżywki;)

-Mocne szampony: Barwa/Farmona Herbal Care, kilka razy w tygodniu

-Zabezpieczanie końców: Mythic Oil

Problemy:

-nadmierne przetłuszczanie

-łupież tłusty

-mam ogólnie mało włosów(6 cm w kucyku)

Aha, no i mój blog: lawendowepiora.blogspot.com"


Co mogę powiedzieć, historia ciekawa :) pokazuje jakich błędów nie należy popełniać przy cienkich i rzadkich włosach. Czasami lepiej uczyć się na błędach kogoś niż na swoich.

A co Wy powiecie o włosach Marty? :)

Pozdrawiam, Nika

3 komentarze: