Recenzja: szampon wzmacniający przeciw wypadaniu włosów Long4Lashes by Oceanic

Z GÓRY PRZEPRASZAM ZA SZATĘ GRAFICZNĄ WPISU, ALE BLOGGER PŁATA MI FIGLE I CIĄGLE ZMIENIA INACZEJ NIŻ JA BYM CHCIAŁA :(

Jak sami doskonale wiecie w połowie października opisywałam mój plan na walkę z wypadaniem, które w ostatnim czasie było bardziej niż zwykle wzmożone..

O tym, co do tej pory stosowałam przeczytacie tutaj -> "Mój plan na walkę z wypadaniem włosów", stosowałam wszystko - szampon, wcierka, suplementacja wewnętrzna..

Wypadanie ustało, ale czy przyczynił się do tego szampon wzmacniający przeciw wypadaniu włosów Long4Lashes by Oceanic? Przekonajcie się dalej same :)

Zachęcona znakomitymi opiniami serum do rzęs stwierdziłam, że szampon tej samej marki powinien być równie dobry. Gdyby nie promocja w Rossmannie, na której za szampon zapłaciłam wtedy 25zł nie skusiłabym się pewnie na niego w ogóle.

Zapach: Niestety jest bardzo ciężki do określenia - bardzo chemiczny, na szczęście nie utrzymuje się na włosach po myciu.

Skład: Gliceryna na trzecim miejscu po takim zdzieraku (SLS).. wszystko fajnie, pięknie, ale czy aby na pewno ona nawilża? Poczekajcie do końca wpisu ;) Nawet mocznik w składzie się przewija.. Aaaach..

Cena: W Rossmannie za 200ml w cenie regularnej zapłacimy 34,99 zł, aczkolwiek zdarzają się promocje (-10zł)

Dostępność: Rossmann, do zamówienia przez internet w wielu aptekach, sądzę, że stacjonarnie również.

Opakowanie: Plastikowa, biała, nieprzezroczysta butelka, niestety nie widać ile pozostało produktu.

Wydajność i konsystencja: I tu się zaczynają schody... Z wydajnością bardzo kiepsko, trzeba nałożyć dość sporu szamponu na włosy, aby zaczął się porządnie pienić. Także troszkę go idzie... A konsystencja - trochę wodnista, ale nie spływająca z włosów :)

Informacja od producenta:

I moja opinia...

Pierwsze, co powiem - drugi raz w życiu bym go nie kupiła - nawet na promocji jak teraz, dla mnie jest to strata pieniędzy. Wg producenta szampon należy nanieść na mokre włosy - ok, robiłam tak, następnie wmasowywałam w skalp i zostawiałam na jakieś 5min, nawet wtedy nie wypadały. Ale włosy były wtedy tak tępe, suche i poplątane (nawet odżywki sobie z tym nie radziły), że zmieniłam lekko taktykę użytkowania szamponu. Mianowicie najpierw wmasowywałam w skalp, dopiero potem pianą myłam włosy... i ojojojoj.. co się wtedy działo, gdy go zmywałam. Wtedy to dopiero zapychałam odpływ w wannie własnymi kłakami, to poprzednie moje marudzenie to było pikuś w porównaniu z tym, co musiałam wyjmować z wanny po spłukaniu szamponu. Nie wspomnę o tym jak sobie na maksa wysuszyłam skórę głowy....

Także ja temu szamponowi mówię stanowcze NIE!

Pozdrawiam, 

Nika