poniedziałek, 27 lipca 2015

[4] Mój dzień dla włosów – olej lniany, Planeta Organica x2, Biovax, Garnier, gliceryna, gencjana, Biovax, Marion

Następny dość rozbudowany dzień dla włosów. Lipiec był dla mnie dość intensywnym miesiącem, wyjazd, remont, przyjazd rodziny i zwykłe domowe sprawy pochłonęły mnie na tyle, że włosy musiały zejść niestety na drugi plan, co nie oznacza, że w ogóle na nie nie uważałam i ich nie pielęgnowałam. Niestety po ostatnim farbowaniu moje włosy stały się bardzo wymagające, bardzo źle wpłynęła na ich kondycję chemiczna farba i teraz będę się starać naturalnie je przyciemnić, ale nie henną! (ze względu na indygo w składzie nie będę mogła ich rozjaśnić, a jak podrosną mi włosy marzy mi się sombre, ale na to jeszcze przyjdzie czas).




Wczorajszy dzień miał głównie za zadanie ochłodzić mi kolor, który już zaczynał rudzieć. Udało mi się, cel został osiągnięty. Dodatkowo za pomocą półproduktu gliceryny bardzo dobrze je nawilżyłam, a dzięki temu, że farba już się trochę wypłukała kolor stał się w miarę równomierny, więc nie będę ich znów farbować. Miałam to zrobić w tym tygodniu, ale daruję sobie.

Co zrobiłam – krok po kroku.

Najpierw nałożyłam na włosy olej lniany metodą „na miskę” (do miski wlałam ciepłą wodę i dwie łyżki oleju lnianego, zamoczyłam włosy i skalp, odsączyłam w ręcznik, zrobiłam koczka, aby nie zatłuścić ubrania i poczekałam, aż włosy przeschną.) Po około dwóch godzinach przepłukałam włosy ciepłą wodę i nałożyłam na sam skalp maskę do masażu poprawiającą wzrost włosów Planeta Organica, który masowałam około 5 minut, następnie maskę zostawiłam na skórze głowy na dłużej, w  tym czasie mogłam sama się umyć. Następnie opłukałam włosy i nałożyłam na nie prowansalski szampon regenerujący z Planeta Organica. Szampon jest tak niesamowity, że nawet jak stosuję go solo to bezproblemowo rozczesuję włosy bez zbędnego szarpania i ciągnięcia. Umyłam włosy szamponem, odcisnęłam je w ręcznik i wymieszałam w pojemniczku dwie maski – Biovax do włosów ciemnych i Garniera, która mi została, a była załączona do farby, do tego dodałam dwie krople gliceryny oraz piętnaście kropli 1% wodnego roztworu gencjany. Wymieszałam to wszystko i nałożyłam na włosy, dokładnie je przeczesując, aby maska pokryła każdy włosek jaki mam na głowie :P Nałożyłam na to czepek i zostawiłam tak na 20minut. Po tym czasie zmyłam letnią wodą, na koniec przepłukałam je chłodną, aby domknąć łuski włosa i na lekko już suche końcówki nałożyłam fluid na rozdwojone końcówki z olejkiem arganowym z Mariona.



Efekt wczorajszej pielęgnacji:

  • Miłe w dotyku
  • Miękkie
  • lejące
  • Niestety lekko spuszone, ale to jest kwestia doprowadzenia ich do ładu po farbowaniu
  • Ochłodzony kolor, co sami porównacie na zdjęciach
przed maską z gencjaną 22.07.2015


po masce z gencjaną 27.07.2015

Oczywiście jak to ja, pół dnia spędziłam w warkoczu, ale włosy były na tyle lejące, że musiałam go praktycznie co pół godziny poprawiać, ponieważ gdzieś zawsze wymsknął mi się jakiś kosmyk, w końcu całkowicie je rozpuściłam, bo nie miałam czasu na ciągłe poprawki.



Pozdrawiam, Nika.

4 komentarze:

  1. Wyglądają cudownie! U mnie gliceryna też potrafi zdziałać cuda, ale gencjanę odstawiłam ze względu na lekki przesusz... Będę musiała spróbować Twoją metodę :)

    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A od dzisiaj zaczynam walkę z płukanką kawową ;)

      Usuń