Następny dość
rozbudowany dzień dla włosów. Lipiec był dla mnie dość intensywnym miesiącem,
wyjazd, remont, przyjazd rodziny i zwykłe domowe sprawy pochłonęły mnie na
tyle, że włosy musiały zejść niestety na drugi plan, co nie oznacza, że w ogóle
na nie nie uważałam i ich nie pielęgnowałam. Niestety po ostatnim farbowaniu
moje włosy stały się bardzo wymagające, bardzo źle wpłynęła na ich kondycję
chemiczna farba i teraz będę się starać naturalnie je przyciemnić, ale nie
henną! (ze względu na indygo w składzie nie będę mogła ich rozjaśnić, a jak
podrosną mi włosy marzy mi się sombre, ale na to jeszcze przyjdzie czas).
Wczorajszy
dzień miał głównie za zadanie ochłodzić mi kolor, który już zaczynał rudzieć.
Udało mi się, cel został osiągnięty. Dodatkowo za pomocą półproduktu gliceryny
bardzo dobrze je nawilżyłam, a dzięki temu, że farba już się trochę wypłukała
kolor stał się w miarę równomierny, więc nie będę ich znów farbować. Miałam to
zrobić w tym tygodniu, ale daruję sobie.
Co zrobiłam –
krok po kroku.
Najpierw
nałożyłam na włosy olej lniany metodą „na miskę” (do miski wlałam ciepłą wodę i
dwie łyżki oleju lnianego, zamoczyłam włosy i skalp, odsączyłam w ręcznik,
zrobiłam koczka, aby nie zatłuścić ubrania i poczekałam, aż włosy przeschną.)
Po około dwóch godzinach przepłukałam włosy ciepłą wodę i nałożyłam na sam
skalp maskę do masażu poprawiającą wzrost włosów Planeta Organica,
który masowałam około 5 minut, następnie maskę zostawiłam na skórze głowy na dłużej, w tym czasie mogłam sama się umyć. Następnie opłukałam
włosy i nałożyłam na nie prowansalski szampon regenerujący z Planeta Organica.
Szampon jest tak niesamowity, że nawet jak stosuję go solo to bezproblemowo
rozczesuję włosy bez zbędnego szarpania i ciągnięcia. Umyłam włosy szamponem,
odcisnęłam je w ręcznik i wymieszałam w pojemniczku dwie maski – Biovax do
włosów ciemnych i Garniera, która mi została, a była załączona do farby, do
tego dodałam dwie krople gliceryny oraz piętnaście kropli 1% wodnego roztworu
gencjany. Wymieszałam to wszystko i nałożyłam na włosy, dokładnie je
przeczesując, aby maska pokryła każdy włosek jaki mam na głowie :P Nałożyłam na
to czepek i zostawiłam tak na 20minut. Po tym czasie zmyłam letnią wodą, na
koniec przepłukałam je chłodną, aby domknąć łuski włosa i na lekko już suche końcówki
nałożyłam fluid na rozdwojone końcówki z olejkiem arganowym z Mariona.
Efekt
wczorajszej pielęgnacji:
- Miłe w dotyku
- Miękkie
- lejące
- Niestety lekko spuszone, ale to jest kwestia doprowadzenia ich do ładu po farbowaniu
- Ochłodzony kolor, co sami porównacie na zdjęciach
przed maską z gencjaną 22.07.2015 |
po masce z gencjaną 27.07.2015 |
Oczywiście
jak to ja, pół dnia spędziłam w warkoczu, ale włosy były na tyle lejące, że
musiałam go praktycznie co pół godziny poprawiać, ponieważ gdzieś zawsze wymsknął
mi się jakiś kosmyk, w końcu całkowicie je rozpuściłam, bo nie miałam czasu na
ciągłe poprawki.
Pozdrawiam,
Nika.
Jak ślicznie błyszczą :)
OdpowiedzUsuńa dziękuję :)
UsuńWyglądają cudownie! U mnie gliceryna też potrafi zdziałać cuda, ale gencjanę odstawiłam ze względu na lekki przesusz... Będę musiała spróbować Twoją metodę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :*
A od dzisiaj zaczynam walkę z płukanką kawową ;)
Usuń